VanirPożeraczNiedźwiedzi |
Wysłany: Śro 21:05, 11 Kwi 2007 Temat postu: Rozdział Drugi |
|
Nie jestem zadowolony z tej części opowiadania ale na prośbę Maćka publikuję ją już teraz. Być może ulegnie ona zmianom, ale ogólnie będzie się zgadzało. Miłej lektury
Wibrujący dźwięk gongu wdarł się do uszu Tobbruka. Półork potrząsnął łbem i machnął przed sobą parę razy toporem. Pomieszczenie, w którym się znajdował było ciemne i obskurne. Przy ścianach ciągnęły się rzędy najrozmaitszych broni, od halabard po rapiery. Dziś stał tu sam. Nie bał się, ale znacznie pewniej czekało się na walkę czując przy sobie ramię towarzysza. Zacisnął zęby. „Sam tego chciałeś” – pomyślał ze złością. Może gdyby nie widział z czym będzie walczył czułby się pewniej. Pogładził medalion z brązu wiszący u jego szyi. Wilk szczerzył zęby otoczony wieńcem run. Po chwili drewniane drzwi po jego lewej otworzyły się. Wszedł niski człowiek prowadząc służącego. Dozorca klepnął go przyjaźnie w ramię i sługa otworzył drzwi na arenę. Tobbruk zdążył zauważyć troskę pod gęstą brodą nadzorcy. Nic nie powiedział i wymaszerował na arenę. Zaległa tam pełna oczekiwania cisza, jednak na wejście barbarzyńcy podniosły się okrzyki, niektórzy wstali. Tobbruk zmrużył oczy. Okrągła arena pokryta równym piaskiem miała promień prawie 15 m. Z góry oświetlana była dziwną, niewątpliwie magiczną kulą światła. Z drugiej strony powoli zaczęły otwierać się drzwi. Półork wzniósł rękę z toporem ku górze i wydał z siebie gardłowy okrzyk. Chwycił broń oboma rękoma i stanął szeroko na nogach. Nie myślał za wiele, zdał się na instynkty. Drzwi otwarły się do końca. Zapanowała cisza. Nagle przerwał ją groźny i wyraźny pomruk. Z czeluści wyłonił się ogromny, rogaty byk. Z nozdrzy biła mu para. Był wręcz gigantyczny. Szczyt grzbietu sięgał czubka głowy barbarzyńcy, który był dość rosły. Gdyby Tobbruk przyjrzał się mu uważniej zauważyłby potężny, wyglądający na wykuty z kamienia pancerz, upiorne oczy i to, że para, którą buchał miała zielonkawy odcień. Nikt jednak nie zdążył się przyjrzeć, gdyż bestia natychmiast rzuciła się na przeciwnika. Miała do przebiegnięcia 30 metrów i po chwili wydawało się, że samym ciężarem przygniecie wojownika. Tobbruk stał mocno na nogach. Widział zbliżającą się ku niemu gorgonę, ale nawet nie drgnął. Palce zacisnęły mu się mocniej na drzewcu broni. Tuż przed zderzeniem uskoczył z piruetem na lewo tnąc mocno toporem. Rozległ się dźwięk podobny do uderzenia metalu o skałę, ale nie to było najgorsze. Byk, przebiegając wystawił pysk w stonę półośka i dmuchnął w niego trującymi oparami.
Elanie zamarła. Jej braciszek stał chwiejąc się, spowity zieloną mgłą. Opuścił topór, a na twarzy malował mu się grymas. Gorgona zatoczyła koło i ruszyła do kolejnego ataku. Dziewczynka krzyknęła z rozpaczą widząc jak Tobbruk niezdarnie unosi topór. W ostatniej chwili jakby otrząsnął się z amoku, ale było już za późno. Nie zdążył się odsunąć, ale uniknął końca rogu i wystawił do przodu topór.
Półork poczuł uderzenie w brzuch i oderwał się od ziemi. Wylądował z jękiem na piasku. Stracił prawie dech, ale utrzymał broń w ręce. „Miałem szczęście, że mnie nie nabiła” – pomyślał patrząc na straszliwe rogi gorgony. Ta zawróciła do kolejnej szarży. Jej przeciwnik stanął powoli na nogi i dość zgrabnie uniknął ataku, choć odskoczył nieco za daleko. Byk zawrócił, lecz tuż przed kolejną szarżą zwolnił nieco i uniósł głowę.
Róg lekko rozciął koszulkę kończą i skórzaną zbroję. Rana nie była głęboka, ale piekła jak cholera. Tobbruk zawył z bólu i poczuł jak powoli traci nad sobą kontrolę. Oczy nabiegły mu krwią, poczuł dreszcz i pulsowanie w ciele.
Podest zadrżał od ryku barbarzyńcy. Suarin zerknął ukosem na nieznajomego w kapturze, lecz ten w bezruchu oglądał walkę. Odwrócił się z powrotem ku arenie. Półork okrążał gorgonę nie dając jej dobrze zaszarżować. Zaganiał ją stopniowo bliżej ścian. Nagle byk odwrócił się i wypuścił z nozdrzy kolejny stożek pary. Nie miało to żadnego wpływu na wściekłego barbarzyńcę. Z krzykiem podbiegł do przeciwnika i ciął z całej siły. Jeden z ogromnych rogów wyraźnie się nadłamał. Gorgona zaryczała wściekle i uderzyła pochyloną głową w przeciwnika. Ten zręcznie przeskoczył nad drugim rogiem i z całej siły ciął toporem w nogę. Bestia ponownie zaryczała i wierzgnęła z całej siły drugą. Kopnięty w lewe ramię Tobbbruk przeleciał parę metrów i upadł ciężko na piasek. Gnom wstrzymał oddech.
„Już prawie ją miałem” – pomyślał półork. Ręka była paskudnie złamana, całe ciało potłuczone. Cieszył się, że to lewa. Żebra były chyba całe, przynajmniej oddychał. Poczuł ciężar medalionu na piersi.
- Matko – szepnął młody półork do ludzkiej kobiety siedzącej przy skórach w kącie szałasu – dziś nie będzie księżyca. Przyniosłem ci jedzenie i ubrania. Pamiętasz, co ci mówiłem?
- Ty gnoju, ty psie.. – uderzenie w brzuch nie powaliło go na ziemię, tylko dlatego, że dwóch orków trzymało go pod ręce. – nie jesteś orkiem, zginiesz jak twoja sucza matka.
Herszt plemienia miał pianę na ustach.
Tobbruk uśmiechnął się widząc, że kolejny cios zmierza już ku twarzy. „Ona nie jest martwa” – pomyślał. I stracił przytomność.
Obudził się na wozie. Okolica zmieniła się, a dookoła niego szli i jechali ludzie. Uzbrojeni ludzie. Był z grubsza opatrzony i napojony. Podniósł głowę. Widząc, że się obudził, jeden z konnych podjechał do wozu i zmrużywszy oczy powiedział:
- Masz wiele szczęścia, półorku, jeśliś był im wrogiem. Z tego co mi się wydaje, nie należysz też i do naszych przyjaciół..
Na arenie raz było lepiej, raz gorzej. Tobbruk dobrze walczył i był przygotowany do najcięższych prób, ale minęło sporo czasu nim towarzysze mu zaufali. Po roku dostrzegł go sam Baltasar. Powoli stawał się jednym z jego ulubionych gladiatorów. Po paru latach zyskał na tyle swobody, że mógł dowiedzieć się o losie swej matki, której kazał uciekać do tego właśnie miasta.
- To ona – dziewka kramarza wskazała na niewielką postać szorującą w kącie podłogę. Tobbruk zawrzał gniewem, ale nic nie powiedział. Podszedł do dziecka i zatrzymał się nagle widząc, jak skoczyło w strachu do tyłu. Dziewczynka przykucnęła i zasłoniła rękami twarz.
„Czy zastąpiłem jej matkę?” – pomyślał muskając palcem medalion. Zaśmiał się bez cienia radości i nie zastanawiając się więcej zerwał się na nogi. Odrzucił topór i dobył długiego miecza. Dobrze pamiętał osobę, która nauczyła go się nim posługiwać. Byk kuśtykając wpatrywał się w barbarzyńcę, niepewny czy atakować. W końcu utykając rzucił się do jeszcze jednej szarży szaleńczo miotając łbem. Tobbruk wycofał się aż pod ścianę i przetoczył po ziemi obok rogu. Gorgona nie wyhamowała i uderzyła w mur areny, wybijając w nim pokaźną dziurę. Nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. Błyskawicznie odwróciła głowę w stronę barbarzyńcy, lecz ten wypadł do przodu i przygwoździł jej gardło mieczem do ściany.
Widownia zamarła. Elanie usłyszała krótki gulgot, po czym gorgona rozpaczliwie szarpnęła łbem wyrywając miecz Tobrukowi. Bezbronny barbarzyńca wycofał się ostrożnie, ale bestia ostatnim wysiłkiem wyskoczyła do przodu i nabiła go na róg. Prosto w klatkę piersiową. Po chwili padła na ziemię drgając. Tobbruk poczuł straszliwy ból w piersi, ale o dziwo, stał na nogach. Zerknął w dół, tam, gdzie powinna być krwawy dziura. Drżącą ręka podniósł ku oczom medalion. W pysku wilka, dokładnie w środku paszczy tkwiło potężne wgłębienie. Półork poczuł, jak nogi się pod nim uginają i padł na kolana na piasek.
Nie słyszał radosnego krzyku swej siostry, wiwatów publiczności, ani rzężenia dogorywającej gorgony. Myślał tylko o jednej osobie. Trzymając mocno medalion doczołgał się do trupa byka i wyciągnął mu miecz z gardła. Tam, gdzie zetknął się z krwią bestii ostrze sczerniało i zmatowiało. Wepchnął go do pochwy i wstał z wysiłkiem. Pokłonił się w stronę podium i odszedł w stronę wyjścia z areny.
Hrabia Rogar krzyknął triumfalnie i podniósł w górę pięść.
- Chyba jesteś mi coś winien gnomie – powiedział uśmiechnięty do Suarina.
Ten był zaskoczony. Potężna gorgona leżała na czarnym od swej krwi piasku i, choć wydawało się to niemożliwe Tobbruk chodził o własnych siłach. Spojrzał na Baltasara i odetchnął głęboko. Ten był wyraźnie usatysfakcjonowany wynikiem walki. Półleżał rozparty w fotelu wpatrując się w cielsko na arenie i popijając wino. Przybysz o czerwonych źrenicach siedział jak wykuta statua. Nie klaskał, a jego usta były lekko wykrzywione w pogardzie.
Rhen’fi’nen był zdziwiony. „Byle gorgona prawie przerobiła tego śmiertelnika na miazgę. Słyszałem, że był wielkim wojownikiem, ale..” przypatrzył się Tobbrukowi wlokącemu się ku wyjściu „nie dorasta nam nawet do pięt. Mogli równie dobrze wysłać Fenara, zamiast męczyć tym mnie” – wydął pogardliwie wargi. Nagle dostrzegł przypatrującego się mu gnoma i ponownie jego twarz zamieniła się w kamienną maskę.
Baltasar dał sygnał na przerwę. Kilku ludzi usunęło trupa z areny, reszta grabiła zburzony piasek. Dziury nikt nie łatał. Po chwili znowu uciszyło się i do loży wszedł starszy mężczyzna. Nachylił się do kupca i wyszeptał kilka słów. Zadowolony Baltasar dał mu znak by odszedł i ponownie wyciągnął się w swym fotelu. Za chwilę miała rozpocząć się druga walka.
To be continued |
|